Tytuł: Pobojowisko
Autor: Michael Crummey
Wydawca: Wiatr od Morza
Data wydania polskiego: maj 2014
Stron: 408
Tytuł oryginału: The Wreckage
Tłumaczenie: Michał Alenowicz
Dzisiaj przedpremierowo zapraszam na recenzję „Pobojowiska”, 19 maja książka trafi do księgarni. To już druga pozycja autorstwa Michaela Crummey’a, którą miałam przyjemność czytać. „Dostatek” (recenzja) wysoko postawił poprzeczkę i nie wiedziałam czego się spodziewać po najnowszej powieści autora, czy zdoła chociaż troszeczkę dorównać wspaniałemu magicznemu realizmowi. Teraz już jednak wiem, że to prawdopodobnie najlepsza pozycja, jaka w tym roku wpadła w moje ręce i zdecydowanie podobała mi się jeszcze bardziej niż wspomniany już „Dostatek”.
Czasy II wojny światowej, Nowa Fundlandia na przemian z Japonią. Głównymi bohaterami są osiemnastoletni katolik Wish Furley i szesnastoletnia protestantka Mercedes Parsons. Poznają się podczas pracy Wisha, który podróżuje po po północnym wybrzeżu wyspy z kinem objazdowym. Można powiedzieć, że prawie natychmiastowo się w sobie zakochują, jednak ich związek nie jest akceptowany przez społeczność Cove, w której mieszka Mercedes, z powodu różnic wyznaniowych.
Wish przez przypadek prawie zabija brata swojej wybranki, więc musi szybko uciekać z osady, a nawet z kraju. Nie ma ostatniego pożegnania z ukochaną, nie ma żadnych wiadomości co stało się z Wishem, jedyną poszlaką jest skradziona łódź Parsonsów. Chłopak zaciąga się do wojska i zostaje wysłany na wojnę do Japonii, gdzie nie zdążył oddać nawet jednego strzału zanim trafił do obozu Nagasaki #14. Po morderczej, obozowej pracy, wielkie wydarzenia II wojny światowej, dają szansę na ucieczkę pozostałym przy życiu więźniom.
W tym samym czasie Sadie (zdrobnienie) ucieka z Cove i wprowadza się na piętro do byłego pracodawcy Furey’a, u którego teraz zarabia na życie. Znajduje pomoc u wielu nowych przyjaciół, którzy pragną jej szczęścia, widząc czystą miłość płynącą prosto z jej serca. Po niedługim okresie dowiaduje się co stało się z jej najdroższym i przez pewien czas pisują do siebie listy, a na końcu każdego z nich dziewczyna pisze „będę czekała, jeżeli mnie zechcesz”. Z biegiem lat listy od Wisha przestają przychodzić, a jego los staje pod wielkim znakiem zapytania.
Jest to piękna historia o miłości, poświęceniu, wojnie, oddaniu swojemu kraju, nietolerancji religijnej, a także oczywiście o Nowej Fundlandii. Piękna, ale zarazem i smutna. Nasi bohaterowie każdego dnia muszą podejmować ciężkie decyzje, które mogą zaważyć na całym ich przyszłym życiu i najważniejszej rzeczy jaką kiedykolwiek mieli – na ich miłości. Trud życia sprawia, że z każdą stroną na światło dzienne wychodzą mroczne sekrety skrywane przez wiele lat, często takie, o których sami nie mieli pojęcia.
Tekst jest napisany mistrzowskim językiem. Każde słowo jest odpowiednio przemyślane i odpowiednio dobrane, co w efekcie praktycznie przenosi nas podczas czytania do wszystkich miejsc, w których toczy się akcja. Rozdziały napisane są z punktu widzenia różnych bohaterów, w różnym czasie, tak perfekcyjne, że na koniec pozornie oddzielne opowieści łączą się w jedną, spójną całość i w końcu zaczynamy wszystko rozumieć. Fabuła jest świetna i wciągająca, bez żadnej obawy sięgnę po każdą następną powieść Crummey’a.
Bohaterowie są liczni, ciekawi i różnorodni, z pewnością odczujemy jak każdy z nich jest kierowany swoimi własnymi wyróżniającymi się cechami charakteru. Moją ulubioną postacią została Sadie – hazardzistka, która postawiła w młodości wszystko na jedną kartę, na swoje uczucie. Jeżeli chodzi o Wisha, to nie do końca rozumiałam jego postępowanie i nieraz miałam ochotę rzucić tym wszystkim w ścianę, aby się opamiętał. Ale rozumiem, że tak jak w życiu, tak w książce, nie każdy może być idealny.
Przyznaję, że opowieść całkowicie mnie zafascynowała również ze względów osobistych, ponieważ w pewnym sensie wydała mi się podobna do tego, co moja własna babcia przeżyła na wojnie – mając osiemnaście lat, po dwóch tygodniach małżeństwa jej mąż wyjechał na wojnę i poza kilkoma listami już nigdy o nim nie usłyszała. Potrafię więc chociaż odrobinę wyobrazić sobie, co za cierpienie przetrwali nasi bohaterowie, wzorując się na opowieściach zasłyszanych z ust starowinki. Podczas lektury uroniłam niejedną łzę towarzysząc tej nieszczęśliwej parze.
Czy historia zakończyła się dobrze, czy źle Wam nie napiszę. Za to ocenię ją bardzo wysoko i polecę Wam za kilka dni stawić się w kolejce do kasy w księgarni, trzymając w ręce najnowszą książkę Michaela Crummey’a, jeśli tylko macie ochotę przeżyć coś cudownego.
Moja ocena:
9/10
Marta.
Tagi: Michael Crummey, Pobojowisko, recenzja, Wydawnictwo Wiatr od Morza